Bloga pt. ,,Mój piciorys" zacząłem pisać dwa lata temu na portalu randkowym ,,Sympatia".
Założeniem moim było przedstawienie siebie z każdej strony a przede wszystkim z tej mrocznej.
Na przestrzeni dwóch lat mojego blogowania,tylko jeden raz spotkałem się z frontalnym atakiem
osoby komentującej.Ta osoba miała jak najbardziej prawo do krytycznego wypowiedzenia się na temat alkoholizmu w ogóle, ale ona wylała wszystkie swoje życiowe niepowodzenia personalnie na moją osobę.Zaznaczam że ani ja tej osoby nie znałem ani ona mnie. Nie dotknęło mnie to ,ale przyjemne nie było.Nawiązując do komentarzy z poprzedniego postu,Nina pisze:,, Ale nie rozumiem słowa zadośćuczynienie.. ten człowiek chyba ma już dość sam ze sobą.
Innym jak można zadośćuczynić? Jak prosić własne dzieci o wybaczenie? I czy one to kiedyś zapomną?" Odpowiadam: Nino można zadośćczynić,choćby tym że moje dzieci nie muszą się już wstydzić za własnego ojca,bo pomimo wcześniejszych ekscesów w pijanym widzie potrafił się zmienić i teraz może być przykładem dla innych tkwiących w nurtach rzeki alkoholu. Na pewno to zadośćczynienie nie może polegać na pochyleniu głowy i wyszeptaniu słowa przepraszam. Słowo przepraszam jest w każdym moim geście,spojrzeniu,zwrocie czy czynie w stosunku do osoby której zadośćczynie. Cdn.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSpokojnie Jaskółko,jeśli do tej pory mi nie odwaliło na punkcie swojej ,,doskonałości" to chyba jestem w miarę bezpieczny:-)) Ale dziękuję, zawsze to przyjemnie usłyszeć coś miłego.
OdpowiedzUsuńPiszesz Jaskółko że mogę popaść w samouwielbienie a jedną z podstawowych rzeczy którą musi zrobić alkoholik żeby mieć szansę na wyjście z diabelskiej matni jest właśnie polubienie siebie.
OdpowiedzUsuńPo prostu stanąć przed lustrem ,popatrzyć i powiedzieć : facet jesteś niezły,lubię cię. W moim przypadku potrzebne było ponad półtora roku żebym mógł popatrzyć na siebie bez odrazy i następne półtora żebym mógł powiedzieć że lubię tego w lustrze.Myślę że do samouwielbienia nie dojdzie:-))
Nie tak. napisałam zartem o tym samouwielbieniu, bo chciałam Ci jeszce troche posłodzic w temacie. A lubić siebie to jest ważna rzecz. Wtedy lubisz i innych ludzi. Ja wiem, o co (miedzy innymi) chodzi z tym wychodzeniem z nałogu- człowiek musi poczuć szacunek do siebie, że radzi sobie i potrafi przełamać ochotę sięgniecia po kieliszek. To , że możesz rano bez obrzydzenia sopojrzeć w lustro i nie widzisz ,sory, świni, to jest bardzo ważne.Zresztą dla każdego chyba człowieka. Tam na górze jeszcze miałam dodać ( a niech tam- wpadaj) że jesteś bardzo skromny i wyważony w samoocenie.
OdpowiedzUsuńWiesz W. pisząc ten swój komentarz usiłowałam wczuć się w taką rolę.. że mój tatko ( kiedyś z nim najczęściej się spierałam i byłam na tym drugim biegunie) przychodzi do domu w stanie wskazującym. Przychodzi jeden dzień, drugi i etc.. albo ginie z domu, bo ma ciąg. Siada do obiadu.. w pokoju cuchnie alkoholem, mama pewnie miałaby jakieś wyrzuty, albo panowałaby cisza. . Do tego jak słuchałam panów pijących, co mówili - ja piję? A gdzie tam! To ona winna! Mnie nie chodzi o wstyd., tylko o taki autorytet. Czy ja wiem ojcowski, rodzicielski, zwyczajny szacunek. Błędy popełniamy jako rodzice (nasi rodzice też) nie jesteśmy nieskazitelni.
OdpowiedzUsuńAle jak szanować ojca alkoholika?
Poza tym przysłuchiwałam się terapii rodzin.. dorosłych dzieci alkoholików.. i mówiąc szczerze byłam wdzięczna losowi, że takiego czegoś mi zaoszczędził. To dopiero trauma.
Patrol myślę, że dzisiaj jesteś fajnym ojcem, dziadkiem i etc. jesteś rodzinny z tego co obserwuję i masz ogromne serce. Nie znam twoich układów rodzinnych i jak to dzieci zrobiły, że zapomniały. Podziwiam Twoją rodzinę.. nie mniej niż Ciebie.
Tylko ja mam trudności z wybaczaniem, nawet jak rozumiem. Nie umiem wyrzucić zadry, tak mam i już. Wtedy zamykam się jak stary zamek i idę swoją drogą. Wstyd? To nie to.. chyba zasady i ta tzw. odpowiedzialność. A jak może być alkoholik odpowiedzialny? Jaki to ojciec? Dokładnie żaden. Gdybym była alkoholiczką to co miałabym powiedzieć synowi? Chora byłam? Przepraszam, że Cię nie chowałam? Przepraszam ,że brak było Ci ciepła, kiedy go potrzebowałeś? Myślę, że jestem zwyczajną matką , nie nadopiekuńczą, ale jak o zasadach mówiłam, to o takich, które stosowałam. Jak inaczej uczyć? Gdzie dziecko ma mieć wzorzec? Czy negatywny mu potrzebny? To tak jakbym synowi mówiła kochaj swoją żonę, a ja się puszczała na prawo i lewo. Fakt nie musi ze mnie brać przykładu.. ale zawsze może i ja nie miałabym prawa tego zanegować.
Patrol widziałam rodziny te nawet na pozór dobre, gdzie ojciec, mąż był alkoholikiem. Znam takie osoby co do dzisiaj wspominają jaki to dom zafundował im ojciec alkoholik i ten strach wróci pijany czy trzeźwy.
OdpowiedzUsuńDlatego jak dla mnie zadośćuczynienie w rachubę nie wchodzi, wspomnień się nie wymarze. Trzeba żyć dalej z nimi. Wcale też nie trzeba tego rozdrapywać od nowa.
Dla mnie jest to dalej trudny temat.
Wiele czytałam, ale w sumie to on generuje marazm, i taką bezsilność.
Ja naprawdę izolowałabym alkoholków od rodzin.. jak ktoś chce pić niech to robi nas swój użytek, niech nie męczy rodziny.
Jas ten temat nigdy nie jest przerobiony, alkoholik niepijący żyje inaczej. Dla niego ważny jest każdy dzień.. naprawdę to wychodzenie, zdrowienie i etc.. to nie jest proste.. ale się da. Wymaga własnej akceptacji ( taka tona akceptacji) akceptacji tych obok i dla mnie odwagi.
OdpowiedzUsuńA to co było lepiej nie ruszać..
Nino,kiedyś na zakończenie terapii moi terapeuci napisali mi w takiej pożegnalnej laurce: Wojtek jeżeli w jednym ręku trzymasz przeszłość a w drugim przyszłość to zabraknie Tobie rąk na teraźniejszość. I tego się trzymam,nie planując za daleko na przód.Przeszłości nie mogę ,,wykasować" ale zawsze mogę się z nią pogodzić na zasadzie,,ale to już było i nie wróci więcej"
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNino napisałaś bardzo mądre słowa zacytuję"A to co było lepiej nie ruszać"..a do tego dodam lepiej nie rozdrapywać starych ran bo potem jeszcze dłużej się goją.Ja właśnie tak zrobiłam po prostu zamknęłam pewien rozdział przykrych wydarzeń i wspominam to co było miłe.Lżej się z tym żyje. Wiemy co było jednak nie wiemy co będzie.Stąd też nie wybiegam daleko w przyszłość i cieszę się każdym dniem oby dalej tak zdrowie dopisało.I Wam tego z całego serca życzę.:)
OdpowiedzUsuńNino,domyślam się dlaczego piszesz o swoich trudnościach z ewentualnym wybaczeniem alkoholikowi jego zachowań w pijanym widzie.Prawdopodobnie swoją znajomość takich przypadków opierasz na relacjach rodzin ,żon,matek czy dzieci szukających pomocy i będących w skrajnych sytuacjach z przemocą fizyczną włącznie.Zapominasz że alkoholizm to nie tylko ,,pije,bije,przepija i dzieci głodne chodzą".W moim przypadku akurat bicia czy niedostatku materialnego nie było co nie znaczy że żyło się ze mną jak u Pana Boga za piecem.
OdpowiedzUsuńWojtek nie tylko, ale fakt (nie zawsze była agresja, ale alkohol kosztuje, więc na rodzinie to się odbija). Ta moja praca w Komisji pozwoliła mi wiele poznać.. . Nie zapominaj, że na śmierć zapiła mi się najlepsza z przyjaciółek - kobieta ogromnej wrażliwości, dobra z tzw. klasą. Piła cicho, spokojnie ( nie zeszła na jakieś tam dno w rozumieniu ogółu, lecz na swoje) .. i skutecznie. Zostawiła syna, dzisiaj dorosły, szuka odpowiedzi dlaczego? Mam i ja poczucie winy, nie dlatego, że nie rozumiem, ale dlatego, że mi jej brak – byłyśmy prawie jak siostry, była taką moją lepszą wersją. Poświęciłam jej ogrom swojego czasu, uczyłam się z nią tego problemu.. z tej drugiej strony lustra. I nic.. Staram się wyrzucić z pamięci swoje poczucie winy.. ale pytam siebie, gdzie popełniłam błąd, dlaczego wtedy wyjechałam i itd. Mimo wszystko to nieraz wraca.
OdpowiedzUsuńDzisiaj patrzę na inną kobietę idącą po tej równi pochyłej i czuję bezsilność. Uczucie bezsilności jest chyba najgorszym z uczuć. Może dla mnie? Bo z natury jestem waleczna i skuteczna., nawet metodą małych kroków. Może coś z tym powinnam zrobić?
Nie uogólniam, bo każdy z nas jest inny. Tylko mimo wszystko mam wrażenie, że alkoholik nie tylko siebie niszczy, ale niszczy coś w swoim bliskim sąsiedztwie. Wojtek nie ma ogólnej zasady wyjścia z nałogu, a szkoda. Do każdego trzeba trafić indywidualnie.
Dla mnie ten, co wyszedł to ktoś wielki ( chociaż na co dzień ich nie gloryfikuję tak jak tu Ciebie, ale tu trudno wyrazić to co się czuje) … ja się tych ludzi nie boję, a pijących tak. Takie wyjście z alkoholizmu porównałabym do skończenia co najmniej dwóch fakultetów w późnym wieku.
Dzidziu w tym wieku to trudno wybiegać w daleką przyszłość. A drzwi za sobą zwyczajnie trzeba zamknąć, bo inaczej nie można - nie ma wehikułu czasu - nie wrócisz i nic nie poprawisz. Fakt, że nieraz jakieś "zmory" wychodzą, zwłaszcza jak obserwujemy znowu czyjś "problem", gdy coś wraca.
OdpowiedzUsuńŻycie jednak zmusza do pójścia i dalej i dalej.. trzeba tylko dbać o tę swoją pogodę ducha.
Przeszłość możesz zamknąć tylko wtedy, kiedy ją "przepracujesz" spokojnie. To tak, jak z żałobą- musisz ją przeżyć do końca, jej wszystkie etapy. Dopiero wtedy możesz zamknąć drzwi do przeszłości. I nie całej. Każdy zły etap, każde traumatyczne wydarzenie musi przebiec w ten sposób. Jeżeli ktoś mówi, że uporał się z przeszłością to znaczy, że dokładnie wszystko "przepracował". Jeżeli ktoś tego nie zrobi dobrze, wchodzi w tzw. kryzys chroniczny związany z danym wydarzeniem i po jakimś czasie ono do niego "wróci" ze zdwojoną siłą.Niektóre osoby potrafia latami trwać w takim kryzysie. Pozornie funkcjonują normalnie, ale emocjonalnie są coraz słbsi. Uważam, że całej przeszłości nie mozna "zamknać" i wręcz nie należy. natomiast należy zamknać drzwi zwiazane ze złymi wydarzeniami.
OdpowiedzUsuńNina, możesz brać odpowiedzialność za losy drugiego człowieka do pewnego momentu. Nic nie wskórasz, jeżeli ten człowiek nie chce sam sobie pomóc. Są ludzie, którzy z jakąś niepojętą determinacją niszczą sami siebie, a my mozemy tylko na to patrzeć bezsilnie. Jemu nie pomożesz,bo on sam tego nie chce, a sam siebie możesz zadręczyć wyrzutami.
OdpowiedzUsuńJas ja to rozumiem, tłumaczę sobie, że tak widocznie miało być. Ale fakt jest jeden, że moją czujność uśpiła, a ja dałam się podejść jak małolata.
OdpowiedzUsuńOdpowiedzialność? Jesteśmy zawsze odpowiedzialni, za siebie, za innych też. Nie da się żyć bez tej odpowiedzialności.. choć życia też się za nikogo nie da przeżyć - to prawda.
Gwoli wyjaśnienia moja przyjaciółka piła tak, że gdyby nie choroba i nie pytanie lekarza, przy jakich substancjach trujących pracuje, nikt zwyczajnie na to nie wpadłby.
OdpowiedzUsuńA na pytanie wręcz skierowane do niej - powiedziała - tak piję. Nam naprawdę trudno było uwierzyć. Na co dzień funkcjonowała normalnie, pracowała, dom był zadbany itd.. Tak, że alkoholizm ma wiele twarzy.
Cholernie ciężkie zadanie Patrol,ale rozumiem,ze jest to forma terapii.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy jest to wykonalne,czy wszyscy wybaczą,ale trzymam za Ciebie kciuki niezmiennie :))))
Ostatnio byłam na pogrzebie alkoholika...
OdpowiedzUsuńFacet blisko 15-20 lat temu wyszedł z domu...była wóda,konkubiny/ależ ładnie napisane:)/kumple...
Wrócił...umrzeć w domu.I co miała zrobic żona i córka.Przyjęły,załatwiły szpital,kupiły co potrzeba...itd
Rodzinka... dlatego serce mi się kroiło (:
OdpowiedzUsuńUspokoiły swoje sumienia - on nie miał już niczego ... do uspokojenia. Staram się to zrozumieć, ale tak sobie myślę, że moje sumienie - wobec tych bliskich - moich i jego - od których poszedł "ku lepszemu" nie interesując się ich losem, a tylko przychodząc po latach po pieniądze, albo kawałek chleba, czy na końcu po dach nad głową - sorry, nie pozwoliłoby mi na litość wobec takiego stworzenia.
OdpowiedzUsuńPodobnie nie lituję się nad żebrającymi bezczelnie Romami. Może ktoś uważać, że jestem bez serca - i ma prawo tak uważać - ja sądzę, że serce to naczynie połączone z rozumem. I z przyzwoitością - wobec wszystkich.