sobota, 25 września 2010

Jak to nazwać? Nie wiem,może zakończenie.

Bloga pt. ,,Mój piciorys" zacząłem pisać dwa lata temu na portalu randkowym ,,Sympatia".
Założeniem moim było przedstawienie siebie z każdej strony a przede wszystkim z tej mrocznej.
Na przestrzeni dwóch lat mojego blogowania,tylko jeden raz spotkałem się z frontalnym atakiem
osoby komentującej.Ta osoba miała jak najbardziej prawo do krytycznego wypowiedzenia się na temat alkoholizmu w ogóle, ale ona wylała wszystkie swoje życiowe niepowodzenia personalnie na moją osobę.Zaznaczam że ani ja tej osoby nie znałem ani ona mnie. Nie dotknęło mnie to ,ale przyjemne nie było.Nawiązując do komentarzy z poprzedniego postu,Nina pisze:,, Ale nie rozumiem słowa zadośćuczynienie.. ten człowiek chyba ma już dość sam ze sobą.
Innym jak można zadośćuczynić? Jak prosić własne dzieci o wybaczenie? I czy one to kiedyś zapomną?" Odpowiadam: Nino można zadośćczynić,choćby tym że moje dzieci nie muszą się już wstydzić za własnego ojca,bo pomimo wcześniejszych ekscesów w pijanym widzie potrafił się zmienić i teraz może być przykładem dla innych tkwiących w nurtach rzeki alkoholu. Na pewno to zadośćczynienie nie może polegać na pochyleniu głowy i wyszeptaniu słowa przepraszam. Słowo przepraszam jest w każdym moim geście,spojrzeniu,zwrocie czy czynie w stosunku do osoby której zadośćczynie. Cdn.

wtorek, 21 września 2010

Autoreklama?

Kiedy spotkasz uratowanego alkoholika, masz przed sobą człowieka niezwykłego.
Czyha w nim bowiem uśpiony wróg śmiertelny.
On zaś trwa obciążony swą słabością i kontynuuje mozolną swą drogę poprzez ten świat, w którym panuje kult picia, wśród otoczenia, które go nie rozumie, w społeczeństwie, które sadzi, że ma prawo z żałosną nienawiścią spoglądać na niego z góry, jak na człowieka pośledniejszego gatunku, ponieważ ośmiela się on płynąć pod prąd alkoholowej rzeki.
Kiedy spotkasz takiego człowieka wiedz,
że jest to człowiek w bardzo dobrym gatunku.

Fridrich von Bodelschwing

poniedziałek, 20 września 2010

Zjazd.

Zjazd.

Mortalowy zjazd na linie lub bez liny(asekuracyjnej)
Swoje ciągi alkoholowe zawsze jakoś tam nazywałem . Najczęściej były to wyprawy w Himalaje. Doszło nawet do tego że na telefoniczne zapytanie o moją obecność odpowiadano że Wojtek jest w Himalajach, co niekiedy wprawiało rozmówcę w zdziwienie; ooo to ja nie wiedziałem że on zajmuje się wspinaczką wysokogórską.Wiadomo że z takich Himalajów trzeba kiedyś zejść i to nazywałem zjazdem do ,,kanału". Moje ,,wspinaczki" trwały kilkanaście lat a piszę o nich dlatego że spotkałem ostatnio jednego ,,Himalaistę" ,który pokonał mnie w zjazdach do kanału na łeb na szyję. W kilka miesięcy po zaprzestaniu wypraw Himalaistycznych(trzeźwieniu) pracowałem na stacji paliwowej. Stacja mieściła się na terenie bazy TIRów.Właścicielem zarówno stacji jak i owych 6 ciu TIRów był Marek.Marek był przesympatycznym człowiekiem ciut młodszym ode mnie.Atmosfera zarówno na stacji paliw jak i wśród kierowców TIRów była wręcz wzorowa. Z pracy odszedłem po około pół roku ponieważ znalazłem dla siebie inne zajęcie na własny rachunek. Jakież było moje zdziwienie i zaskoczenie kiedy to kilka dni temu na jakimś złomowisku spotkałem ww Marka,ten mnie poznał i poprosił o 2zł na piwo. Marek wyglądał jak lump,już nie był posiadaczem firmy transportowej,ani wypasionej beemki tylko wrakiem człowieka.Wystarczyło cztery lata picia. Ciekawostką jest to że przez owe pół roku mojej pracy na stacji ani razu nie widziałem Marka podpitego czy pijącego alkohol. Nie zdążyłem się dowiedzieć co spowodowało taaaki zjazd Marka bo ten wziąwszy dwa złote natychmiast zniknął mi z pola widzenia.

czwartek, 22 lipca 2010

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!1

Alkoholizm mężczyzn nazywa się chorobą, a u kobiet traktuje się problem jak moralną nieczystość. Niestety, na tak zwanej prowincji, leczenie alkoholików praktycznie nie istnieje, a już zwłaszcza jeśli chodzi o kobiety, bo przecież kobieta nie może być alkoholiczką, pijaczką. Przecież jest matką Polką, a po prostu lubi sobie wypić.

Gdy Mały Książę podczas swych podróży na sąsiednie planety spotkał Pijaka, spytał:
– Dlaczego pijesz?
– Aby zapomnieć – odpowiedział Pijak.
– O czym zapomnieć? – zaniepokoił się Mały Książę, który już zaczął mu współczuć.
– Aby zapomnieć, że się wstydzę – powiedział Pijak, schylając głowę.
– Czego się wstydzisz? – dopytywał się Mały Książę, chcąc mu pomóc.
– Wstydzę się, że piję.

Ten sam obłędny mechanizm kieruje piciem kobiet, przy czym wstyd jest jeszcze silniejszy i połączony z paraliżującym poczuciem winy. Choć w odbiorze społecznym alkoholizm uznawany jest już za chorobę, to kobiety, które na nią cierpią, wciąż odbierane są jako istoty godne pogardy. Okazuje się, że nawet alkoholicy oceniają je surowo. Pracowały na to pokolenia.

Alkoholiczka? To nie ja, mnie to nie dotyczy, mam przecież studia, zmywarkę, mikrofalówkę, męża za granicą, dziecko nie jest brudne, nie bawi się butelkami po wódce. Zresztą kobiecy alkoholizm bywa często o lata świetlne odległy od detoksów, melin, denaturatu i budzenia się w rowie.

Ten post poświęcam swojej najbliższej sąsiadce,wczoraj rzuciła picie,pogrzeb w poniedziałek.

wtorek, 6 lipca 2010

Rower!?

Kilka dni temu będąc w jednym z zaprzyjaźnionych warsztatów samochodowych,zauważyłem że jeden z pracowników ,,walczył" z rowerem. Ooo dobrze że pana widzę- wykrzyknął zauważywszy mnie walczący.
Pan na pewno da radę temu ,,mechanizmowi". Ja? Rowerowi dam radę? No tak pan,pamiętam jak kilka lat temu przyjeżdżał pan do nas na takim śmiesznym rowerze. Dopiero wtedy przypomniałem sobie swoje rowerowe wojaże . Jakieś pięć lat temu ,wychodząc po odbytej terapii z ośrodka leczenia uzależnień,byłem w fatalnej sytuacji finansowej.Auta nie miałem,na bilet autobusowy też nie było mnie stać. Chcąc jakoś wybrnąć z tej sytuacji musiałem pracować a o pracę najłatwiej w dużym mieście. Z różnych znalezionych w domu i na złomie klamotów wyrychtowałem sobie rower.
Dziwoląg to był, ale sprawny.Tym to dziwolągiem (z musu) robiłem trasę do Wrocławia35km,po Wrocławiu jeszcze jakieś 25km i z powrotem 35km,czyli razem ok 100km dziennie i tak przez ponad dwa miesiące. Od tamtej pory mam awersję do roweru,który dla mnie stał się synonimem biedy i swego rodzaju upokorzenia. Z jaką ja zazdrością patrzyłem na mijające mnie na trasie maluchy czy inne cacka. Po ok dwóch miesiącach pracy dorobiłem się auta. Kupiłem przeznaczonego do kasacji Forda Granadę Kombi.Autko było leciwe,ponad 25cio letnie ale jeszcze po dokonaniu pewnych napraw w pełni sprawne. Dzisiaj ,,Błękitna laguna",bo tak ją nazywałem tą swoją ,,Grandzię" służy młodemu człowiekowi do wyjazdów na zloty starych Fordów i jest tam ogólnie podziwianym okazem.Ja z racji wieku a może w wyniku poprawy sytuacji materialnej przesiadłem się do amerykańskiej salonki G20. A rower? Rower czasami wożę na wycieczkę ,niech i on ma trochę przyjemności z jazdy amerykańcem.

sobota, 15 maja 2010

Decyzja.

To pytanie a raczej propozycja zaskoczyło mnie całkowicie.Po pierwsze jakiej terapii,co to takiego jest ta terapia z czym to się je?Po drugie ,przecież jestem trzeźwy jak niemowlak ,tydzień nie miałem alkoholu w ustach.Po trzecie,jaka terapia,ja już mam plany na najbliższe dni.Wyjdę z ośrodka ,zdobędę,wykombinuję(przecież nie zarobię ) jakieś pieniądze i nareszcie napiję się piwka( był upalny maj).Po za tym za kilka dni obchodzę urodziny i co będę je świętował o suchym pysku na jakiejś terapii? To tylko kilka przeszkód które mi natychmiast stanęły na drodze do podjęcia decyzji ,było ich o wiele ,wiele więcej.Jednak przed oczami miałem też zapamiętany z korytarza ośrodka widok.W tym samym czasie kiedy my,to znaczy ci z odtrucia ,wracaliśmy na swoje sale z górnego piętra schodziła inna grupa na obiad.Szokowała mnie różnica pomiędzy tymi dwoma grupami ludzi.Z jednej strony my,to znaczy ci z odtrucia: nieogoleni,niechlujni, ubrani byle jak,najczęściej w to w czym nas dostarczono na odtrucie,przy tym wszystkim dość rubaszni i hałaśliwi.Wiadomo zabiegi lecznicze trochę podreperowały nasze nadwątlone alkoholem siły witalne.Z drugiej strony szli ludzie ,ostrzyżeni,ogoleni ,porządnie ubrani wręcz pachnący,do tego jeszcze zachowywali się cicho,spokojnie .Już wtedy ta grupa mi się podobała i myślałem co trzeba zrobić by znaleźć się wśród nich a tak naprawdę to im zazdrościłem.Tak, ten widok i chęć znalezienia się w tej drugiej grupie zaważył na mojej decyzji o podjęciu terapii. cdn.

piątek, 14 maja 2010

Dlaczego przestałem pić?

Przyznaję że sam sobie zadaję pytanie : dlaczego mi się udało (jak dotychczas 5 lat).Często słyszę pytanie: co takiego się wydarzyło w moim życiu że postanowiłem skończyć z piciem?
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie jednym zdaniem,bo złożyło się na to wiele czynników.
Próby ograniczenia nadużywania alkoholu podejmowałem od bardzo dawna,od ponad 30lat.
Za każdym razem odbywało się to pod wpływem jakichś dramatycznych wydarzeń ,związanych bezpośrednio z nadużywaniem alkoholu i pod presją osób z najbliższej rodziny.Sam w tamtym czasie nie łączyłem skutków z przyczyną.Uważałem że piję tyle samo co inni ,tyle ze mam pecha i np: to na mnie trafiło ze zatrzymano mnie prowadzącego samochód po pijaku.Mijały lata a ja od czasu do czasu trafiałem do ,, macierzystej jednostki" na odtrucie i zaszycie esperalu.Na odtruciu w ciągu owych 30 lat byłem 6 razy a esperal wszywano mi ok 15 razy.Każdorazowo takie odtrucie traktowałem jako ,,odnowę biologiczną" przygotowującą do dalszego picia.Zaszycia powodowały przerwę w piciu początkowo dość długą,najdłuższą 8 miesięcy a z czasem te okresy się skracały nawet do kilku tygodni. Z chęci napicia się potrafiłem wydłubać sobie esperal. Kilka lat temu po jednym z ciągów alkoholowych trafiłem na odtrucie do wspomnianej ,,macierzystej jednostki"W owej ,,jednostce" byłem już znany jako stały bywalec. Całe moje szczęście że byłem tam lubianym pacjentem bo nie sprawiałem lekarzom i personelowi specjalnych kłopotów. Po kilku dniach pobytu na odtruciu,w przeddzień wypisu,ordynator zapytał mnie: panie Wojtku czy nie podjął by pan dalszego leczenia zostając w ośrodku na 8 śmio tygodniową terapię?cdn.

czwartek, 13 maja 2010

Cd.

Kontakt z Kasią się urwał,nr telefonu który miałem w swojej komórce nie odpowiadał.Kilka tygodni temu dostałem SMSa : Wyjeżdżam Kasia.Na ekranie wyświetlił się jakiś obcy ,nie znany mi numer. Natychmiast oddzwoniłem.Okazało się że Kasia od kilku miesięcy nie mieszka już we Wrocławiu.Po różnych mniej lub bardziej dramatycznych przeżyciach Kasia wylądowała u mamy gdzieś w Białostockiem.Pytam ją :gdzie wyjeżdżasz? Jadę do Anglii, bo jakaś kuzynka czy też inna znajoma,załatwiła jej pracę. Kasiu a jak z Twoim piciem?Dasz sobie radę? Spoko-odpowiedziała.
Zadzwoń jak się już urządzisz.Oczywiście zadzwonię.Do tej pory ani widu ani słych a nowy nr telefonu też ogłuchł.Mam złe przeczucia bo Kaśka potrafiła zorganizować sobie piekło na ziemi w kraju i myślę ze na obczyźnie również to zrobiła.Dla osób nie wiedzących jak wygląda piekło na ziemi kobiety pijącej ,polecam lekturę w Angorze. Cykl artykułów pod tytułem ,,Spowiedź praktykującego alkoholika" rozpoczął Marek Koprowski i zmarł w trakcie pisania.Teraz dalszy ciąg dopisuje jego żona(też alkoholiczka) pod tytułem ,,Pić albo nie pić".
.

środa, 12 maja 2010

I jeszcze Kaśka.

Kaśka c.d.W czasie rozmowy Kasia zadała mi pytanie: Wojtek czy przebywanie ze mną(osobą pijącą)nie stanowi zagrożenia dla Twojej abstynencji?
Nie martw się Kasiu o mnie,ja mam za dużo do stracenia.Gdybym się teraz napił,to na następne spotkanie(może za rok a może nigdy)przyjechałbym nie samochodem(tym najwyższym na parkingu :-) )
lecz prawdopodobnie na kradzionym ,zdezelowanym rowerze,jeśli bym go wcześniej nie przepił.

Kasia PIĆ NIE PRZESTAŁA pomimo całej swojej wiedzy wyniesionej z różnych terapii i indoktrynacji z mojej strony. SZKODA!

KAŚKA po przerwie.

Cd. KAŚKA.
 Gdzieś tam we Wrocławiu.Czekam wypatrując znanej mi blond
sylwetki.Nie ma jej.Rozglądam się-zadzwonił telefon,Gdzie jesteś? Siedzę w
aucie,takim jak Tobie opisałem (najwyższe na parkingu).Widzę ją,Kaśka
-nie Kaśka.Szatynka,taka trochę ,,lumpiasto" odziana.
Twarz prawie obca,z jakimś takim brzydkim grymasem.Po pierwszych słowach
rozmowy,zrozumiałem dlaczego tak wygląda.KAŚKA PIJE!!! Nie przyznała się
od razu,sądząc że rolę osoby niepijącej
gra bezbłędnie.Może i bezbłędnie,ale dla laika,nie dla faceta który
ileś tam lat pił i wszystkie sposoby i metody udawania trzeźwego sam
stosował.Na mój zarzut-Kasiu Ty pijesz,zareagowała udanym zmieszaniem. Twierdzi
że pije od kilku miesięcy,to znaczy od momenty kiedy dowiedziała się od
lekarzy o toczącej ją chorobie(rak). CDN.